Ta opowieść nie będzie aż tak krótka, więc niecierpliwych odsyłam do zdjęć na dole :)
Ale do rzeczy! Wszyscy ludzie, którzy dotychczas przechadzając się po ścieżkach mojego życia mieli czelność nadania sobie miana moich przyjaciół, zawsze „z prawdy lub niczego” wybierali tę drugą opcję. Ciężko mi było pojąć, że wobec tego, nigdy nie powinni do tego mojego świata wkroczyć. W końcu jednak dojrzałam do tego, by stwierdzić, że to nie ze mną jest coś nie tak. Po prostu niektórzy ludzie nie są zdolni do bycia przyjacielem i to oni mają spaczone umysły, nie ja. Wtedy właśnie stało się ze mną dokładnie to, o czym śpiewa Natalia Przybysz: „serce schowane, zamknięte w żebrach.”
[uwaga – tu zrobi się sentymentalnie]
Mijały miesiące i lata, wszystkie z absolutnie fantastycznymi ludźmi i nagle mnie trafiło. Spotkałam takich, których jestem stuprocentowo pewna. Uwielbiam spędzać z nimi czas, ufam im. Zdałam sobie sprawę, że czasem wcale nie chodzi o to, by być bohaterem. Wystarczy sama troska, innym razem tylko obecność.
Co ciekawe, oprócz jednej takiej, wszyscy moi przyjaciele to mężczyźni. Ale kiedy stajesz się: Siostrą, Ziomkiem, a po pijaku tylko ty masz przyzwolenie na karmienie ciastem, wszystko nagle staje się jasne.
PS A propos powyżej wspomnianej Natalii Przybysz - jej nowa płyta "Prąd" MIAŻDŻY! Słuchajcie, a dziękować będziecie później! :)
koszula - h&m // sweter - butik Italia // spodnie - cubus // buty - centro. // okulary - sinsay
PHOTO BY